Władza samorządowa od lat uchodziła za ostatni bastion demokracji bliskiej obywatelowi – decentralizację, gdzie decyzje zapadają bliżej ludzi, na poziomie gmin i powiatów. Jednak coraz częściej widzimy, że te same mechanizmy, które miały wzmacniać społeczeństwo obywatelskie, są wykorzystywane przeciwko niemu. Władza samorządowa zamiast wspierać inicjatywy oddolne, ogranicza je. Zamiast słuchać głosu mieszkańców, tłumi krytykę.
Przykładów nie brakuje. Organizacje pozarządowe, które odważają się krytykować lokalne władze, nagle tracą finansowanie. Kluby sportowe, fundacje czy stowarzyszenia społeczno-kulturalne, zależne od samorządowych dotacji, stają przed prostym wyborem: milczeć albo zniknąć. Lokalne media, często utrzymujące się z reklam gminnych, boją się publikować niewygodne artykuły, by nie stracić wsparcia. W ten sposób samorząd buduje wokół siebie bańkę cichego przyzwolenia.
Blokowanie inicjatyw społecznych staje się wręcz normą. Gdy mieszkańcy proponują coś, co nie wpisuje się w wizję lokalnych władz, napotykają biurokratyczne przeszkody, przeciągające się decyzje lub wprost odmowy. Przykładem są lokalne konsultacje społeczne, które w wielu miejscach są farsą – władze organizują je, by „odhaczyć” wymóg formalny, nie słuchając rzeczywistych opinii ludzi.
Nie chodzi tylko o brak dialogu, ale o coś głębszego: niszczenie tkanki społecznej. Społeczeństwo obywatelskie opiera się na wzajemnym zaufaniu i współpracy, na poczuciu, że mamy realny wpływ na to, co dzieje się wokół nas. Kiedy władza samorządowa sabotuje te wartości, tworzy obywateli zrezygnowanych, obojętnych i biernych.
Co więcej, coraz częściej samorządy sięgają po prawną represję. Krytyka w mediach społecznościowych? Pozew o naruszenie dóbr osobistych. Protest przeciwko decyzji władz? Oskarżenie o zakłócanie porządku. Obywatelskie inicjatywy są traktowane jak zagrożenie, a nie partner do dialogu.
Dlaczego tak się dzieje? Władza, nawet na poziomie lokalnym, nie lubi być podważana. Zamiast traktować krytykę jako szansę na poprawę, widzi w niej zagrożenie dla swojej pozycji. Zamiast wspierać różnorodność opinii, woli sterylną, wygodną jednolitość.
A przecież siła samorządu powinna leżeć w współpracy z mieszkańcami, nie w ich tłamszeniu. To mieszkańcy wiedzą najlepiej, czego potrzebuje ich społeczność. To oni są źródłem pomysłów, energii i pasji. Samorząd, który odcina ich od wpływu na decyzje, sam kopie pod sobą dołek.
Czy można to zmienić? Tak, ale wymaga to odwagi i determinacji ze strony obywateli. Trzeba organizować się mimo przeszkód, nagłaśniać przypadki nadużyć, tworzyć niezależne media lokalne. Władza boi się tylko jednego: masowego sprzeciwu i utraty poparcia.
Nie pozwólmy, by lokalne układy dławiły nasze prawo do współdecydowania. Demokracja zaczyna się na poziomie samorządu – tam też może się skończyć. Wszystko zależy od nas.